piątek, 16 października 2009

Rumunia - 9 dzień – 31 sierpnia

W nocy szalała burza, a rano oczywiście deszcz. Zdecydowaliśmy się na śniadanko u miejscowych. 42 leje – zdzierstwo jak chuj! Na szczęście smakowało wybornie.
Początkowa trasa w deszczu, z czasem przestaje padać i się wypogadza. Po drodze robimy fotki okazałej cerkwi. Tuż przy niej zlokalizowano cmentarz. Niestety według Adama „ten nie jest taki wesoły”.


Cerkiew

Dzisiejsza trasa jest malownicza i ciekawa. Jedną z atrakcji był pokaźny most umożliwiający przejazd nad rzeką, która w tym miejscu rozlewa bardzo szeroko i przechodzi w jezioro.

 
 Most

 
Piękna trasa z widokiem na jezioro

Podążamy wzdłuż tego właśnie jeziora, droga wije się raz w górę, raz w dół. Dużo ostrych podjazdów i stromych zjazdów. Co chwila licznik przekracza 60 km/h. Oglądamy także ogromną zaporę, widok z góry zapiera dech.


Widok w dół z zapory

Dojeżdżamy do miejscowości Bicaz, gdzie wynajmujemy pokój w hotelu – choć hotelem to raczej ciężko to coś nazwać. Zostawiamy bagaże i postanawiamy zwiedzić wąwóz Bicaz, który według przewodnika, jest jedną największych atrakcji. Wcześniej przejechaliśmy około 80 km więc kolejne 30 damy radę. Jak się okazało zrobiliśmy jeszcze 60, ale warto było.


Wąwóz Bicaz

Sam wąwóz – cud natury. Pionowe skały sięgające hen wysoko są imponujące i wywierają na nas duże wrażenie. Wąwóz jest długi, wyjeżdżamy aż na przełęcz, skąd po zrobieniu kilku zdjęć zawracamy. Robiło się późno, a do hotelu ponad 30 km. Z przełęczy fantastyczny zjazd z ostrymi serpentynami, na złamanie karku! Do miasteczka wracamy już po zmroku, zmęczeni i głodni jak wilki. Na szczęście tuż obok noclegu znajdujemy pizzerię – 5 dużych pizz zniknęło w mgnieniu oka. Ciekawe, czy gdyby kelnerka nie była tak cudna też byśmy tyle zjedli? :)

Dystans: 139,33 km


 Nagrodą za podjazd jest zazwyczaj godny zjazd ;)


 
Serpentyny w Bicaz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz