piątek, 16 października 2009

Rumunia - 2 dzień - 24 sierpnia

Z samego rana pożegnaliśmy Przemów. Gdy już udało się zebrać z wyr uderzyliśmy w stronę Krościenka. Po drodze próbowaliśmy zjeść na śniadanko grzybki, które zostały od wczoraj. Jak się okazało były pełne robali – co myśmy jedli z tą jajecznicą? Na szczęście miodóweczka wykończyła robaki, mam nadzieję...
Na trasie niespodzianka. Spotykamy zapalonego bajkera! Andrzej podróżował po okolicy, bez sakw natomiast z przyczepką, godnie! Miał ochotę jechać z nami („Kurwa! Jadę z wami!”), niestety nie miał przy sobie paszportu i odpowiedniej gotówki. Pstryknęliśmy fotkę, wymieniliśmy mejle i w drogę.

Na przejściu w Krościenku pierwszy problem. Granicę, jak się okazało, można przekroczyć jedynie samochodem... Po jaką cholerę prowadzi wzdłuż drogi szlak rowerowy, tego niestety prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy.
2 godziny czekania na łaskawego kierowcę, który przewiózłby nas na stronę ukraińską, nie przyniosły rezultatów. Mocno wkurzeni zdecydowaliśmy się zawrócić.
Przy okazji ciekawostka przyrodnicza. Czekając na przejściu, zauważyliśmy, że granicę przekracza kosmiczna wręcz liczba Passatów w wersji kombi, bez ściemniania 9 na 10 pojazdów było z pod znaku VW.

W Krościenku doszliśmy do wniosku, że najlepiej zaczekać na rozwój wydarzeń, a jakże, przy piwku. Niespodziewanie spotykamy znajomych – Anię i Tomka. Po chwili udaje się nam załapać na pociąg, który jedzie gdzieś za granicę. Cóż to była za podróż – kontrabanda pełna gębą. Warto było czekać, żeby to zobaczyć. Wysiadamy już po stronie ukraińskiej w jakimś zapomnianym przez wszystkich miasteczku – syf i malaria! Niewiele się zastanawiając jedziemy na południe, po drodze towarzyszy nam dwóch miejscowych bajkerów – Szewczenko i Ronaldinho :)
W przydrożnym sklepie robimy zapasy, a na nocleg rozbijamy się za wsią pod lasem, poza zasięgiem wzroku. Zakupiony browar okazuje się być totalną porażką...

Dystans: 34km

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz