piątek, 16 października 2009

Rumunia - 11 dzień – 2 września

Rano patrzę na licznik i co widzę? Wczoraj pobiłem osobisty rekord jednodniowego dystansu. Poprzedni ustanowiony podczas wyprawy do Czarnogóry wynosił równe 144 km.
-----------------
UPDATE
Rekord padł kilka dni wcześniej – 160km, skleroza nie boli...
-----------------
Z motelu zmywamy się rankiem i ruszamy główną trasą. Zastanawiam się w tym miejscu czy ruszamy to odpowiednie słowo. Bardziej adekwatnie byłoby użyć zapierdalamy. Droga jak stół i lekki wiatr w plecy sprawia, że średnia wynosi 31 km/h!


V=29,5km/h, strzałka w dół oznacza, że jest niższa od średniej...

Co by jednak zbytnio nie forsować tempa robimy przerwę. Po 20 minutach jazdy i dokładnie 13 km. To chyba rekord. Nie muszę dodawać, że przerwa była browerowa i miała na celu schłodzenie rozgrzanych mięśni? Tak wiem, że dżentelmeni nie piją przed południem. Ale kto u licha twierdzi, że jesteśmy dżentelmeny?
Dalej ostro tniemy, na prostych 45-50 km/h. Robi wrażenie, co? W Focsani robimy zakupy i zjeżdżamy z głównej drogi w kierunku Braili. Tempo spada, wmordewind zmniejsza nasz zapał. Poza tym po co się spieszyć? Nie ma jeszcze 16, a już ponad 100km zrobione.
Wtem drogowskaz. Do Braili 65km. Damy radę? No jak nie, jak tak.
Jedziemy przez raczej mało ciekawe rejony. Takie węgierskie rzekłbym, w około pusto i pola.



Prawie jak Węgry

W pewnym momencie jakiś miejscowy bajker siada nam na kołach i ostro ciśnie. Wytrzymał jakieś 2-3 km i odpuścił. Ale szacunek dla niego, w końcu nie każdy da radę takim harpaganom jak nasza ekipa.
Po drodze mijamy jakieś zakłady przemysłowe, smród nieziemski. Do Braili jakieś 3-4 km więc gitarra. Postanawiamy przenocować gdzieś w mieście.
Jeszcze chwila kręcenia i wjeżdżamy do miasta. Chyba wjechaliśmy od dupy strony. Normalnie Albania! Syf i ubóstwo. Nie zraża nas to jednak i kierujemy się w stronę centrum. Jest i cywilizacja, sklepy, hotele i inne takie. W hotelu ceny kosmiczne więc szukamy dalej. Od taryfiarzy uzyskujemy wskazówki, że za miastem jest kemping. Już po ciemku wyjeżdżamy z miasta i na stacji robimy zapasy. Kemping tuz obok więc nie ma powodów do niepokoju.

Pisałem już, że w Rumunii jest mnóstwo bezpańskich psów? Nie? No więc w Rumunii jest mnóstwo takowych stworzeń. Dzielą się zasadniczo na dwie kategorie. Pierwsza z nich próbuje w szaleńczym pędzie odgryźć człowiekowi stopę. Druga próbuje odgryźć koło samochodowe, skutkiem czego zwykle kończy martwa na poboczu.
I takiego też pieska drugiej kategorii przejechał Adamo. Jechaliśmy po ciemku gdy nagle Maciek, prowadzący peleton, odbił niespodziewanie w bok. Adamo niestety odbić nie zdążył i zbezcześcił zwłoki. My, jak to zwykle w takich sytuacjach, ryknęliśmy śmiechem.

Kemping był co najmniej osobliwy. Otóż odbywało się na nim rumuńskie wesele oraz pasły się krowy. Dzień zakończył się wyjątkowo, bowiem okazało się, że padł kolejny rekord. Dokładnie 176,24 km. To dystans, który budzi respekt i szacunek, zwłaszcza, że średnia wyniosła 25,6 km/h. Harpagany :)

Dystans: 176,24 km


 Słoneczko, pusta droga, miodzio :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz