piątek, 16 października 2009

Rumunia - 5 dzień – 27 sierpnia

Wstajemy wcześnie, przed 8. Nie, nie zwariowaliśmy. Po prostu za gorąco, żeby się kisić w namiotach. Jemy śniadanko i w drogę, kierunek Fehegcośtam.


Nasz obóz...


... i śniadanko

Po drodze zakupy i piwko przed granicą. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że Adamo to obieżyświat i poliglota przede wszystkim – chłop zwalił nas z nóg zwracając się piękną polszczyzną do kobiety w sklepie – „Czy można prosić otwieracz?” (potrzebny był do piwka ofkors)


Piwko na Węgrzech


Powoli zbliżaliśmy się do granicy rumuńskiej. Pierwsze myśli to, czy znowu będzie jakiś problem? Okazało się, że tym razem na szczęście nie.
Na granicy było śmiesznie. Rumuńska celniczka zagaduje dokąd jedziemy
- Dokąd? Satu Mare? – pyta.
- Nie, Czarne Morze :)
- Czarne Morze? Na bicykletach?
I w tym momencie piękny uśmiech, cudna dziewczyna. Myślimy sobie, piękna ta Rumunia :)
Ale żeby nie było za wesoło chwilę potem jakiś autochton miał ochotę nas czymś trafić. Czy to był kamień czy coś innego nie wiemy, nie rzucił.
Kierujemy się na Satu Mare, gdzie wymieniamy kasę w banku. Okazało się, że w Rumunii mają bardzo ładne banknoty. Dalej jedziemy do Baia Mare, trasa fatalna, pełna rozpędzonych tirów. Po drodze jemy wreszcie ciepły obiadek i odkrywamy lokalny browar – wyśmienite piwo Ursus.

Końcówka dnia już lepsza – fajny podjazd przez las zakończony zjazdem prosto do motelu. A jak! Dziś śpimy w luksusach za 13 Euro od łebka.

Dystans: 85,75 km


Dziś nocleg w luksusach ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz